TRZY POWODY, DLA KTÓRYCH DZIECI BYWAJĄ „NIEPOSŁUSZNE” I JAK SOBIE Z TYM PORADZIĆ

Nie ma co próbować walczyć z objawami, czyli „złym” zachowaniem, kiedy możemy sięgnąć do korzeni prawdziwego problemu.

Każdy rodzic spotkał się z sytuacją, w której jego dziecko zrobiło coś, czego dzieci raczej robić nie powinny (lub nie zrobiło czegoś, co naszym zdaniem powinno zostać zrobione). Uderzyło drugą osobę. Rzuciło zabawką. Nie posprzątało pokoju. Zniszczyło czyjąś pracę. Weszło tam, gdzie wchodzić nie wolno.

To są dość trudne momenty, w którym następuje spotkanie dwóch rywalizujących ze sobą sił i nieraz trudno jest nam zrozumieć skąd to się bierze. Przecież to, czego wymagamy, to wcale nie są takie trudne zasady, prawda? No więc właśnie: skąd się to zachowanie bierze?

Poniżej trzy najważniejsze powody, które są genezą „nieposłuszeństwa” i opis jak sobie z tymi kolejnymi sytuacjami poradzić.

POWÓD 1: DZIECKO NIE WIEDZIAŁO O ISTNIENIU DANEJ ZASADY

Niestety z powodów zupełnie niezrozumiałych, dzieci przychodzą na ten świat kompletnie nieświadome tego, że panują w nim jakieś zasady. Poważnie. Niby siedzą w brzuchu 9 miesięcy, ale przez cały ten czas nawet nie kiwną palcem, aby poszukać jakiejś instrukcji obsługi do tego, co będzie później, a już tym bardziej się z nią zapoznać. Na to niestety nic nie poradzimy.

Dlatego też nasza rola, jako rodziców, polega m. in. na tym, aby dziecku te nieraz skomplikowane zasady panujące w naszym świecie wytłumaczyć. Zanim więc zaczniemy wymagać od dziecka, aby zawsze odkładało ubrania do kosza na pranie, aby sprzątało pokój czy aby nie wchodziło do salonu w butach, to upewnijmy się, że ono wie, iż tak właśnie należy postąpić.

POWÓD 2: DZIECKO NIE JEST DOŚĆ DOJRZAŁE, ABY SOBIE Z DANYM PROBLEMEM PORADZIĆ

Mało który rodzic wymagałby o 6-miesięcznego dziecka, aby chodziło. Podobnie jak mało który wymagałbym od rocznego dziecka, aby mówiło pełnymi zdaniami czy od 5-latka, aby znał tabliczkę mnożenia. To wszystko wydaje nam się oczywiste, prawda?

Jednocześnie wielu rodziców wymaga od półtorarocznego dziecka, aby nie wchodziło tam gdzie rodzic powiedział „nie wolno” (co paradoksalnie zwykle ma działanie wręcz odwrotne). Albo wymagają od dwulatka, aby się dzielił. Albo od cztero czy nawet sześciolatka, aby zawsze potrafił zapanować na emocjami, gdzie wielu dorosłych po dziś dzień tej sztuki nie opanowało. Dlatego też nasze wymagania należy dopasować do wieku, a jeśli nie mamy pewności w jakim wieku dziecko powinno nabyć określone umiejętności, to warto zapytać o to specjalistę.

POWÓD 3: DZIECKO NIE CHCE ZROBIĆ TEGO, NA CZYM NAM ZALEŻY

Te dwa powyższe powody były łatwe. Łatwe i dość zrozumiałe. Jeśli dziecko czegoś nie wie, to mu to wytłumacz, a jeśli jest za małe, to jeszcze poczekaj, a do tego czasu go pilnuj.

Niestety teraz już tak łatwo nie będzie. W punkcie trzecim przechodzimy do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli do tego, co w mojej prywatnej opinii, odpowiada za zdecydowaną większość problemów z tak zwanym „nieposłuszeństwem”. Czyli sytuację, w której nasze dziecko wie, co należy zrobić i jednocześnie jest też dość duże, aby sobie z tym poradzić. Niemniej mimo spełnienia tych dwóch warunków, w dalszym ciągu słyszymy delikatną odpowiedź odmowną na naszą prośbę (żeby ująć to w ładnych i kompletnie nie odzwierciedlających rzeczywistości słowach :). Co wtedy zrobić?

Aby poznać odpowiedź na to pytanie, najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytanie innego rodzaju:

CZYJE PROŚBY, MY DOROŚLI, JESTEŚMY W STANIE CHĘTNIEJ SPEŁNIĆ?

Kogoś, kogo lubimy czy kogoś kogo nie lubimy? Kogoś, o kim wiemy, że możemy zawsze na niego liczyć czy raczej kogoś, kto nadużywa naszego zaufania? Kogoś, kto jest gotowy poświęcić nam czas, gdy będziemy go potrzebowali czy kogoś, kto zawsze ma do zrobienia coś ważniejszego?

Oczywiście chętniej odpowiemy na prośbę kogoś, z kim łączy nas silna i zdrowa relacja i jemu poświęcimy swój czas, niż kogoś, kto nie ma tego czasu, aby spędzić go z nami. Jeśli więc nasze dziecko odpowiada na naszą prośbę negatywnie, bo nie chce jej spełnić, to istnieje prawdopodobieństwo, że nasza relacja z dzieckiem nie jest dość silna.

SKĄD TO SIĘ BIERZE?

Czasami będzie tak, że w okresie kilku dni (lub też dłuższym) nie mieliśmy dość czasu, aby spędzić go z dzieckiem. Albo spędzaliśmy z nim czas, będąc jednocześnie kompletnie nieobecnymi czy to spędzając czas przy porządkach domowych czy oglądając telewizję, bądź spoglądając na telefon. Innym razem będzie tak, że akurat danego dnia nasze dziecko przeżywa jakieś gorsze chwile, niekoniecznie z nami związane, ale to my jesteśmy w pobliżu i to na nas się wyładowuje.

Tak czy inaczej, efekt jest taki sam – czyli dziecko, które nie ma zamiaru z nami współpracować.

CO ZATEM MOŻEMY ZROBIĆ?

Wielu ludzi właśnie wtedy ucieka się do kar. Bo są w danym momencie skuteczne, bo działają, bo przynoszą natychmiastowy efekt. Tak przynajmniej głoszą miejskie legendy. Tylko, że w rzeczywistości ten efekt posłuszeństwa nie zawsze osiągamy, bo dziecko czasami stwierdzi, że nawet jak dostanie karę, to ono i tak tego o co prosimy nie zrobi. Albo wręcz woli karę, bo to dla niego mniejszy problem. Co wtedy? Większa kara? A jak nie podziała, to co? Szlaban na pół roku? Zero słodyczy do osiemnastki? Odwołujemy święta?

Przy tym podejściu kompletnie też pomijamy to, co na samym początku spowodowało problem. Czyli jak już wspomniałem – osłabienie więzi między rodzicem i dzieckiem. Jeśli więc przy osłabionej więzi, zastosujemy karę, to jeszcze bardziej tą więź nadwątlimy. Co prawda istnieje szansa, że nasze dziecko się ukorzy i chwilowo będzie posłuszne, ale ta naderwana więź do nas wróci i nieposłuszeństwo w przyszłości pojawi się znowu i to w silniejszej formie.

Nie na tym nam chyba jednak zależy, prawda?

CO WIĘC NAPRAWDĘ MOŻEMY ZROBIĆ?

Przede wszystkim możemy skupić się na tym, co stanowi podstawę problemu, czyli na naszej relacji z dzieckiem i zrobić coś, aby ją wzmocnić. Spędzić z nim czas. Pobawić się. Porozmawiać. Opowiedzieć mu historię. Wysłuchać jego historii. Posiłować się. Pograć razem w piłkę. Pójść na spacer. Na wycieczkę. Powygłupiać się i wspólnie pośmiać.

Bo cokolwiek innego, będzie tylko chwilowym leczeniem objawów, ale nie pomoże nam to rozwiązać prawdziwego problemu. Równie dobrze widząc, że naszej roślince doniczkowej usychają pierwsze liście, moglibyśmy zajmować właśnie nimi, zamiast sięgnąć do korzeni i to na nich się skupić, co jak wiemy, nie skończyłoby się dobrze. W przypadku naszych dzieci jest bardzo podobnie.

Pokażmy im więc, że są warte tych wspólnych zabaw, tych śmiechów i tych opowieści, niezależnie od ich zachowania. Na tym właśnie polega bezwarunkowość miłości, którą powinniśmy ofiarować. Że kochamy nasze dzieci również wtedy, gdy jest o to najciężej i najtrudniej. Pod wpływem takiej siły nawet te dzieci, które nie wierzyły, że są warte miłości, zmieniają zdanie na swój temat, a w efekcie ich zachowanie również ulega zmianie na lepsze. Bo zaczynają wierzyć, że mogą stać się lepszymi ludźmi i będą chciały do tego dążyć. Tak właśnie działa bezwarunkowa miłość i dlatego warto postawić na nią, zamiast na metody, które nie tylko są nieskuteczne, ale które również z miłością niewiele mają wspólnego.

Opracowano na podstawie recenzji Kamila Nowak.